Zwykłe, niezwykłe
Materiał, z którego uszyłam te jeansy leżał w szafie prawie rok, nie powiem nawet gdzie go kupiłam, bo nawet jeśli sklep ma jeszcze tę samą partię, to na pewno nie będzie wyglądała tak samo, bowiem ten kawałek skatowałam w zeszłym roku konkretnie. Mianowicie nie mogłam znaleźć wymarzonego koloru jeansu do kupienia, więc kupiłam ciemniejszy z nadzieją, że uda mi się go rozfarbować. Prałam go wielokrotnie w 95 stopniach, kilka razy moczyłam w różnego rodzaju wybielaczach, rozjaśniaczach i innych odplamiaczach. Jedyne co mi się udało osiągnąć to jaśniejsze plamy tu i ówdzie. Dziwi mnie, że w ogóle przeżył takie traktowanie. Ostatecznie udało mi się kupić inny jeans w kolorze bardziej zbliżonym do wymarzonego, a ten wylądował na półce bo nie wiedziałam co z niego uszyć. Tak sobie leżał zapomniany do momentu kiedy odwiedziła mnie moja 13-letnia siostrzenica ubrana w szerokaśne jeansy. I ja, dość wiekowa już, pozazdrościłam jej stylówy.
Wygrzebałam więc ten kawałek materiału, żeby sprawdzić w jakim jest stanie, po oględzinach uznałam, że uda mi się ominąć w całości plamy i dam radę z nich uszyć parę spodni. Wykroju nie szukałam, bo wiedziałam z góry, że nie znajdę. O ile na wąskie jeansy udało by mi się gdzieś wygrzebać, o tyle na takie szerokie na pewno nie, dlatego konstrukcję zrobiłam sama. Przydało się doświadczenie z poprzedniego razu i udało mi się poprawić te błędy które zrobiłam poprzednim razem, więc forma wyszła mi całkiem niezła.
Ale do brzegu… Co sprawiło, że te najzwyklejsze w świecie jeansy są niezwykłe? Ano wnętrze. Od zawsze obserwuję i podziwiam wspaniałe prace Beaty Kliszewskiej-Adamiak i Hani Brzeziński.
Znowu możecie się zastanawiać po co to wszystko, skoro nikt tego nigdy nie obejrzy. To fakt, nikt przy zdrowych zmysłach nie lata po ulicy i nie rozpina rozporka na widok każdej napotkanej osoby, na to chyba jest jakiś paragraf, więc teoretycznie cała ta mozolna praca i dłubanina idzie na marne. Na szczęście tak nie jest, bo poczucie satysfakcji za każdym razem jak człowiek zakłada na siebie tak wykończone ubranie wynagradza brak podziwu z zewnątrz. Przekonałam się już, że wolę dwa razy więcej czasu spędzić nad tym co niewidoczne gołym okiem i mieć dwa razy mniej ubrań, ale za to takich, z których jestem naprawdę dumna. Poza tym ładne z lewej strony ubrania są, wiecie, takie jakby luksusowe 😉
Są świetne i biegnę daleko za teamem lamówka, ale w Waszym kierunku. Tak dopieszczone prace to czysta satysfakcja i przyjemność noszenia.
Pięknie dziękuję 🙂 To fakt, satysfakcja wielka, uśmiecham się za każdym razem jak je zakładam, a noszę je non stop 🙂
Na pewno 2 złote medale ode mnie. Za wnętrze. Do pozazdroszczenia i niczym nie odbiega od tego co Beata i Hania ( również moje mistrzynie ) pokazują. A drugi za samodzielną kontrukcję. Czapki z głów.
Dziękuję pięknie za medale 🙂 Ja niestety jestem mocno wymagająca wobec siebie, więc niezależnie od tego jak coś zrobię, to wydaje mi się, że mogłoby być jeszcze lepiej.
Boskie te dżiny i z zewnątrz i we wnętrz. Tak jak piszesz – luksus z najwyższej półki!!! Na jakiej maszynie nie szylas?
Pięknie Ci dziękuję 🙂 Szyłam na Janome Skyline S3, a overlock to lidlowy Singer.